Tiki-taka is back

Luty miał być ciężkim miesiącem dla Barcy. Tymczasem drużyna strzelała po 4 gole następującym ekipom: Atletico(!), Valencii, Napoli na wyjeździe(!) oraz Athletic Bilbao. Bilans teoretycznie najcięższego miesiąca jaki miał nas czekać, to 4 zwycięstwa, 2 remisy i 0 porażek, bramki 19-8. Jedyną rysą na tym pięknym wizerunku jest strata punktów w ligowym pojedynku z rywalem zza miedzy, Espanyolem. Jednak nawet w tym spotkaniu drużyna pokazała charakter, doprowadzając do wyrównania w doliczonym czasie gry za sprawą Luuka de Jonga(!). Pisałem, że jak na koniec lutego nie będziemy w gorszej sytuacji niż na początku miesiąca, to będzie dobrze. Cóż, nie jest dobrze, jest pięknie!

Drużyna pod wodzą Xaviego rozwija się w tempie szybszym niż ktokolwiek z nas mógł przypuszczać. Atak strzela gole, pomoc prowadzi grę jak na Barcelonę przystało, nawet ta niebędąca do tej pory monolitem (delikatnie mówiąc) defensywa, daje radę. Powrócił stary znajomy, którego dawno nie widzieliśmy, mianowicie pressing. Gracze, którzy za Koemana nie mogli się odnaleźć, teraz prezentują się dobrze lub bardzo dobrze. Inni, którzy już pokazywali na co ich stać, złapali regularność i harmonijnie się rozwijają. Ten zafiksowany na punkcie posiadani piłki i pięknego grania trener, potrafił nawet wykorzystać atuty Luuka de Jonga, co pokazuje, że pod wodzą Xaviego nasza gra może mieć kilka wymiarów. Naprawdę, wielki szacunek za to, co w tak krótkim czasie zrobił z tą drużyną nasz Generał.

W dobrych humorach wchodziliśmy w marzec, który miał zakończyć się prawdziwym egzaminem w postaci Klasyku z Realem Madryt. Zanim jednak dojdziemy do najbardziej elektryzującego ze starć, przejdźmy przez nasz terminarz chronologicznie:

  • 2:1 z osiągającym dobre rezultaty u siebie Elche - spoko,
  • 0:0 z Galatasaray na Camp Nou - trochę rozczarowujący wynik, brakowało wykończenia,
  • 4:0 z Osasuną przed własną publicznością - mecz załatwiony w pół godziny, jak za starych, dobrych czasów,
  • 2:1 z Galatasaray na wyjeździe i awans do 1/4 - zaczęło się nerwowo, ale drużyna po raz kolejny pokazała charakter i zwyciężyła.

Tym oto sposobem doszliśmy do spotkania z Królewskimi. Lider LaLiga podchodził do tego spotkania bez Mendy'ego i Benzemy, ale po remontadzie przeciwko PSG w Lidze Mistrzów, więc teoretycznie obie ekipy przed tym mecze znajdowały się w dobrym momencie. Jednak to, co się wydarzyło na Santiago Bernabeu, było delikatnym szokiem. 4:0 dla Barcelony. CZTERY do ZERA, a mogło być spokojnie z sześć. Niesamowity występ Barcelony, która zdeklasował Real. Nawet brak Benzemy nie może usprawiedliwiać takiego pogromu. Xavi znakomicie przygotował ekipę do tego spotkania, a zawodnicy perfekcyjnie zrealizowali plan Hiszpana. To było naprawdę coś pięknego. Oglądaliśmy naprawdę wspaniałą drużynę.

Pisałem jakiś czas temu, że rodzi się coś. Nie byłem wtedy jeszcze pewny, czy wielkiego. Teraz jestem tego pewny. Rodzi się coś wielkiego. Rodzi się potęga?

Zapewne będą jeszcze upadki, bo Xavi postawił sobie wysoko poprzeczkę. Jednak patrząc na to, jak drużyna i poszczególni zawodnicy chłoną to, co Xavi im próbuje wpoić, jestem optymistą. Po latach zaniedbań i utraty własnej tożsamości, Barca podąża we właściwym kierunku. Niech Generał wykonuje swoją pracę, Alemany i Laportą swoją, i może być naprawdę pięknie. Wydawało się, że odbudowa może potrwać lata, a tymczasem walczymy o mistrzostwo (a co!) i Ligę Europy.

Panie Xavi, dziękuję i wierzę, że to nie koniec. Visca el Barca!

Powrót