Gdy pisałem ostatni artykuł, to na horyzoncie mieliśmy PŚ w Zakopanem, więc trochę już minęło... Niestety czasem tak się w życiu układa, że brakuje czasu, ale na szczęście sytuacja już wraca do normalności 🙂 Co się działo przez ostatnie 2 miesiące? Kto może czuć się największym wygranym, a kto wręcz przeciwnie? Jak radzili sobie nasi skoczkowie? Co przyniesie finisz sezonu? W tym wpisie postaram się w zwięzły sposób odnieść do ww. pytań, bo jeśli miałbym zrobić to szczegółowo, to ten artykuł byłby z pewnością za długi 😄
Chyba najlepiej będzie zacząć w sposób chronologiczny, więc jedziemy 🙂 Po nieudanym T4S czekało nas narodowe święto w stolicy Tatr. Zanim rozpoczęły się treningi, jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że Kamil Stoch doznał kontuzji stawu skokowego i nie wystąpi w zawodach przed własną publicznością, a dodatkowo jego występ na igrzyskach nie jest pewny. Zaczęło się "fantastycznie". Podczas samych zawodów cudu także nie było i nasi okazali się tłem tej rywalizacji. Skutkiem tego było to, że kolejny weekend PŚ w Titisee-Neustadt nasi olimpijczycy odpuścili, aby przygotować się do głównej imprezy sezonu. Rezultaty naszego zaplecza podczas tego weekendu przemilczę, bo nie ma o czym pisać.
Olimpijczycy powrócili na ostatnie zawody PŚ przed igrzyskami, które odbywały się w Willingen. Treningi wlały w nas dużą dawkę optymizmu, bo Polacy byli w ścisłej czołówce. Chodziły słuchy, że to zasługa nowych butów. Niestety, przyszły zawody i ww. buty najpierw nas pogrążyły w konkursie drużynowym (dyskwalifikacja jednego z naszych po uprzejmym donosie naszego byłego trenera, Stefana H.), a potem w indywidualnych zmaganiach nie sprawiły, że nasi zaczęli wygrywać. Ba, 21. miejsce Stocha i 27. Kubackiego w sobotę oraz 14. Kubackiego w niedzielę, to były wyniki jeszcze gorsze niż średnia w tym sezonie. W sezonie, który doskonale wiemy, że jest słaby.
W takich "optymistycznych" nastrojach przystępowaliśmy do zmagań na IO. Tutaj nie ma co relacjonować każdego dnia zmagań albo konkursów w sposób mega szczegółówy. Skupmy się na faktach. Złote medale powędrowały do Ryoyu Kobayashiego, Mariusa Lindvika oraz reprezentacji Austrii. Nasze wyniki to brąz Dawida Kubackiego na skoczni normalnej, 6. i 4. miejsce Kamila Stocha oraz 6. miejsce w drużynie. Wnioski? Niewątpliwie medal sprawił, że wróciliśmy z tej imprezy z tarczą. Niesamowite, że 2 najlepsze skoki Kubackiego w tym sezonie przypadły na 1 z 2 najważniejszych konkursów w sezonie, a dodatkowo konkurs ułożył się tak, że wystarczyły one do brązowego medalu. Szanse na to wynosiły pewnie 1%, niewiele więcej, ale najważniejsze, że się udało i Dawid został kolejnym polskim medalistą olimpijskim. Ogromny szacunek dla Stocha, który jeszcze miesiąc wcześniej był wycofywany z T4S, a potem doznał kontuzji i nie wiadomo było, czy w ogóle wystąpi na olimpiadzie. Tymczasem w obu konkursach był bardzo blisko medalu. Wielka szkoda, że mu się nie udało... Byłoby to piękne zwieńczenie jego kariery. W ogóle, jeśli spojrzeć na występy Kamila na IO, to mamy po kolei 1, 1, 4, 1, 6, 4 - niewątpliwie jest to jego impreza. Mało który zawodnik może pochwalić się taką serią na zawodach tej rangi. Wielki Mistrz. Na przeciwległym biegunie znajduje się trzeci z naszej "Wielkiej Trójki", czyli Piotr Żyła. Jemu igrzyska do tej pory niespecjalnie wychodziły i tym razem nie było inaczej. Po dobrych treingach w zawodach była klapa i w konsekwencji Piotr pozostaje bez medalu olimpijskiego. Z kolei konkurs drużynowy pokazał naszą aktualną formę i to 6. miejsce trzeba traktować jako porażkę. W normalnej dyspozycji medal byłby praktycznie pewny, ale jaki jest ten sezon, każdy widzi. Sztab pół sezonu szukał rozwiązania problemów, ale ostatecznie go nie znalazł. Szkoda.
Po IO ruszyliśmy w tournee po Skandynawii, podczas którego miejsce na podium w Lahti wywalczył Piotr Żyła, więc każdy z naszej Wielkiej Trójki uplasował się w tym sezonie na pudle 😉 Inne ciekawe wydarzenia to wygranie Raw Air przez Stefana Krafta, który po igrzyskach złapał świetną formę. Oprócz tego toczy się zacięta rywalizacja o Kryształową Kulę między Kobayashim a Geigerem - Japończyk trochę osłabł, a Niemiec powrócił na właściwe tory. Podczas ostatniego konkursu w Oslo szansę na pierwszą wygraną na tej skoczni miał Kamil Stoch, ale niestety nie utrzymał prowadzenia po pierwszej serii. Taki właśnie jest ten sezon w wykonaniu naszego Mistrza - sinusoida.
Po Raw Air czekała nas ostatnia impreza rangi mistrzowskiej w tym sezonie i zarazem jedyna, której jak dotąd nie wygrał Kamil, czyli MŚ w lotach. Każdy wierzył, że może tym razem się uda, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jego forma ulegnie poprawie i Stoch zdobędzie ten brakujący tytuł. Niestety, skoki to taka dyscyplina, że jak się nie ma ustabilizowanej formy, to ciężko myśleć o wygranej. Nie inaczej było tym razem, tytuł powędrował do Lindvika, srebro zdobył Zajc, a brąz Kraft. Najlepszym z Polaków okazał się sklasyfikowany na 11. pozycji Jakub Wolny. W konkursie drużynowym Słoweńcy zgnietli rywali, wygrywając z przewagą ponad 100 punktów, a my zakończyliśmy zmagania na 5. miejscu.
Przed nami weekend z lotami w Oberstdorfie, a potem finał sezonu w Planicy. Potem zapewne zapadną decyzje dot. naszego sztabu szkoleniowego. PZN potwierdził, że rozmawiają z innymi trenerami, ale też nie wykluczają pozostania Doleżala. Mam nadzieję, że to czysta kurtuazja i po sezonie naszą kadrę obejmie nowy trener. Kto to będzie? Kto byłby najlepszy? Nie wiem i nie pokuszę się o takie przewidywania, ale na pewno potrzeba zmiany, nowego impulsu. Obecna formuła się chyba wyczerpała i pozostawienie Czecha na stanowisku trenera może okazać się podobną klapą jak sezon 2015/16 pod wodzą Kruczka. Nasi najbardziej utytułowani zawodnicy mają swoje lata, ale pokazują, że wciąż są w stanie oddawać skoki "na wygraną" i wierzę, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Potrzeba tylko albo aż stabilizacji i kogoś kto będzie w stanie przywrócić ich na właściwe tory, bo obecnie wszystko się trochę "rozlazło". Młodzi zawodnicy (Wąsek, Wolny, Stękała, Juroszek) też potrzebują kogoś kto ich właściwie poprowadzi, rozwinie ich umiejętności i sprawi, że zaczną się liczyć w tym sporcie. Potencjał jest, ale nie jest należycie wykorzystywany. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo będzie wielka szkoda jak polskie skoki narciarskie po prostu umrą śmiercią naturalną...
Tymczasem cieszmy się ostatnim skokami w tym sezonie, ba, lotami! Miejmy też nadzieję, że w Planicy padnie nowy rekord świata, bo Vikersund po przebudowie tak skopali, że rekordu tam prędko nie zobaczymy 🙂